Młody Wilk vs Weterani - V Ice Mat Półmaraton
- ostrowskibiegacz
- 20 mar 2018
- 5 minut(y) czytania
Dokładnie tydzień temu walczyliśmy na trasie Maniackiej Dziesiątki w 15 C stopniowym upale - jak na tamten moment aklimatyzacji organizmu do temperatury.
Ten weekend zgoła inny około - 3 stopnie C na termometrze i mocny wiatr około 30km/h powodujący odczuwalną temperaturę w okolicach niespełna - 10 stopni C .... także ten bieg już od początku zapowiadał się wspaniale.
Widząc tą pogodę nawet nie myślałem o nabieganiu przyzwoitego czasu, po prostu chciałem pobiec na miarę swoich możliwości na dobre miejsce i tyle ...

Przed biegiem ....
12:35 wylatuję na rozgrzewkę, jak zawsze za późno o te kilka minut, ale w końcu to połówka zatem będę miał czas dogrzać się podczas samego biegu ;)
Na rozgrzewce zrobione 1,5km, szybkie dynamiczne rozciąganie, kilka serii skipów + przebieżka.
Już na rozgrzewce czułem jakieś dziwne kłucie z boku brzucha, taki stan "przedkolkowy" ale mówię sobie stanę porozciągam się będzie ok, nie -
nie było ...
Kilka piątek zbitych na starcie, no i lecimy z wiarą że będzie moc!
3....2....1.... Ruszamy
Ruszyliśmy, dość zachowawczo
tempo w okolicach 3'35min/km, czyli jak na pierwszy kilometr na spokojnie, wiatr robił swoje i nikomu nie było w głowie pędzić od pierwszych metrów, tym bardziej, iż to podczas pierwszych 4 kilometrów na tej 7 kilometrowej pętli najbardziej we znaki dawał się wiatr.

No i kłopoty zaczęły się u mnie już od 1 kilometra, wówczas
"stan przedkolkowy" odezwał się po lewej stronie brzucha - takie lekkie kłucie, no mówię sobie - oby nie szarpali tempa, bo jak teraz przeholuję jakiś kilometr to jak mnie złapie ta kolka to będzie finito już na pierwszej pętli dla mnie.
Na szczęście tempo było dość równe, co prawda na 2 kilometrze grupkę chciał nieco rozbić przyspieszając aktualny Mistrz Polski w Biegu na 100km Piotr Stachyra, jednak nikt nie podjął rękawicy, i atak spalił na panewce.
Po niespełna kilometrze dogoniliśmy Piotra i kontynuowaliśmy bieg w grupce około 10 biegaczy.
Trzymałem się z tyłu grupy licząc że kolki nie będzie i będę mógł puścić nogi bez strachu, i tak minęła pierwsza pętla 7 kilometrowa którą przebiegliśmy w 25:05.
Kostka brukowa na rynku była śliska, a po bokach jeszcze było nieco śniegu, zamieszanie związane z omijaniem śniegu wykorzystali szybko dwaj faworyci tego biegu - Mateusz Łańduch i Piotr Stachyra, oderwali się oni od nas tuż po 7 kilometrze.
"Stan przedkolkowy" nadal mnie trzymał tak więc postanowiłem zostać w grupie 7 biegaczy, która nadal liczyła się w walce, i nie ryzykować forsowania mocnego tempa które mogłoby się skończyć w tamtym momencie kolką, a w efekcie samotnym biegiem pod wiatr no i katastrofą.
Przekalkulowałem sobie na szybko, że albo pójdę na walkę o wszystko z mistrzami Polski, albo w wariancie bezpiecznym schowam się za plecami rywali i pokażę swoje na ostatnich kilometrach, być może licząc że ucieczka mistrzów się nie powiedzie i uda się ich jeszcze ograć na finiszu.
Wybrałem wariant bezpieczny, wydawało mi się to rozsądnym posunięciem i zostałem w grupie pościgowej.
Mistrzowie szybko się oddalili na solidne kilkadziesiąt metrów i co kilometr zwiększali swoją przewagę.
Kilometry od 7-11 minęły mi za plecami rywali, na kilometrze 12 poczułem nieco mocy w nogach i nieco przyspieszyłem, no i ten kilometr wypadł mi w 3:28, co ciekawe rywale z grupki pościgowej momentalnie zaczęli odstawać, jednak po tym lepszym kilometrze postanowiłem nieco uspokoić wodzę fantazji i zostawić amunicję na ostatnią pętlę i ostatnie kilometry biegu.
Wiedziałem że po 15-16 kilometrze może się zjawić kryzys energetyczny, który odbierze mi siły do walki na ostatnich kilometrach, zatem wolałem jeszcze dać sobie na luz.
Grupka dogoniła mnie, no i tak dalej biegliśmy razem w tej 7 osobowej grupie do kilometra 14, drugą pętlę pokonaliśmy w 25:17 i wówczas odpadło od nas 2 zawodników.

Zatem w walce o 3 miejsce na ostatniej pętli pozostaje nas już tylko 5, bo mistrzowie poszli vabank i już chyba ich nie zobaczymy ;)
Po 15 kilometrze tempo grupki spadło do 3:48min/km (najwolniejszy kilometr), widać było że każdy albo się szykuje do ostatecznej szarży na ostatnich 3 kilometrach, gdzie wiatr wieje korzystnie w plecy, albo już niektórzy mają zwyczajnie dosyć.
Ryzyko kolki się oddaliło, nie czułem już żadnego dziwnego kłucia od tego kilometra, ten wolniejszy kilometr na pewno w tym pomógł.
Po oddechu rywali, wiedziałem że chyba muszę rozdać karty na nawrocie i ostatnich 3 kilometrach - w większości byli oni już dość zmęczeni, chociaż wiedziałem że co najmniej 2 z nich jeszcze będzie się starało na ten atak odpowiedzieć.
Wiedziałem też że jestem najmłodszy w tej stawce zatem będę miał teoretyczną przewagę szybkości na finiszu.
No to ruszamy mijam tabliczkę z napisem 18km - patrzę na zegarek, czas słaby, nawet życiówki nie będzie sobie myślę, ale co tam ....
Lecimy!
Wbiegamy na ulicę Limbową, teraz biegniemy z wiatrem w plecy, no i zaczynam atak od narzucenia tempa w okolicach 3'25-3'20min/km - grupa rozerwana!
Słyszę tylko ciężki oddech dwóch biegaczy za mną - jest dobrze ale trzeba dalej napierać!
19km zrobiony mocno w 3'21
Ciągle słyszę jak ktoś sapie z tyłu, ale to już chyba tylko jeden biegacz na ogonie- napieram dalej, choć chwilami powątpiewałem czy się uda.
19,5km - nie słyszę za sobą już nikogo, wiem że trzeba nadal trzymać dobre tempo do końca...
20km - 3'26
I ostatni kilometr!
To już była poezja - leciałem bardzo mocno, ale bieg wydawał się przyjemny i zarazem dość lekki, niósł mnie doping kolegów z trasy (dzięki Wam wielkie!)
Przypomniał mi się filmik z Kenenisą Bekele który oglądałem z rana, puściłem nogi lekko, krok dynamiczny, techniczny niemal udało mi się odwzorować krok wielkiego mistrza z filmiku - no przynajmniej tak mi się wówczas wydawało, nie wiem ale z boku to pewnie tak idealnie nie wyglądało :D
No i wlatuję na śliską kostkę brukową na rynku, ostatnie 100 metrów!
Finisz, w końcu!

Na mecie wkurwiona morda, żeby mocno pocisnąć trzeba się nieco zdenerwować ;)
Patrze na zegarek na mecie, a tam co? 1:15:10 - myślę sobie - fajnie jest jakimś cudem życiówka!

A chwile później wyłożyłem się na bruku, odpoczynek się należał za taką dobrą robotę!
Tempo ostatniego kilometra? - 3:12 - była torpeda faktycznie,
Swoją drogą miałem chyba najlepszy międzyczas od 19km - Mety, nadgoniłem wówczas nawet kilka sekund do liderów.
Zatem widać że miałem jeszcze w tym biegu rezerwy jeśli chodzi o czas, mogło być lepiej.
Jednak dla mnie był to przede wszystkim bieg taktyczny na miejsce, na czas naprawdę podczas samego biegu się nie spinałem, po prostu chciałem zrealizować założenia taktyczne które zobrazowałem sobie przed biegiem i to się udało!
Rekord życiowy w tych warunkach pogodowych i z uwzględnieniem taktycznego rozprowadzenia biegu jest tylko efektem ubocznym pokazującym mi że zimowe treningi poszły w dobrą stronę, a nie poszły w las!

Moje międzyczasy na każdym z kilometrów ;)

Po biegu w końcu zadowolenie, niedosyt czułem tylko z racji słabej pogody, ale to już ode mnie niestety nie zależało ;)
Na mecie dostałem folię, wziąłem ciepłą herbatkę i czekałem na finiszujących kolegów.
Pogadałem z kilkoma z nich, w międzyczasie na metę wpadł Norbert - coś majaczył wyglądał słabo, ale był zadowolony w końcu nabiegał nową życiówkę, czas netto - 1:28:55, zatem poprawił się pół minuty względem listopadowej życiówki na półmaratonie w Kościanie, gdzie warunki do biegania były świetne, tutaj było o wiele gorzej.
Owinąłem go swoją folią i poleciałem się przebrać.
Po powrocie dowiedziałem się że zarówno Agnieszka jak i Radek również zrobili życiówki, lepiej być nie mogło.
Wielkie gratulacje dla nich!

Mało tego, nasza cała drużyna miała tego dnia dzień czarnego wilka i pobiegła świetnie!
Wygraliśmy klasyfikację drużynową o niespełna 20 minut przed drugą drużyną!
W zeszłym roku zajęliśmy 3 miejsce, wówczas był niedosyt.
W tym roku jednak było już tak jak miało być!


Mocna ekipa biegaczy - KB Czarne Wilki ;)

Dekoracja klasyfikacji powiatowej
Podsumowanie biegu w liczbach :
V Półmaraton ICE MAT -
OPEN Miejsce 3 / 484
Klasyfikacja Powiatowa - Miejsce 1 / 107
Czas netto - 1:15:09
Czas brutto - 1:15:10
Wielkie podziękowania jeszcze raz dla wszystkich kibiców i kolegów za wsparcie na trasie !

Kolejny celem głównym na ten sezon staje się teraz dla mnie przygotowanie do maratonu jesiennego w Skandynawii
( Oslo lub Reykjavik ) na czas poniżej 2:35h
Relacje z przygotowań będziecie mogli sprawdzać na bieżąco - co jakiś czas wrzucę co nieco na stronę.
Pozdrawiam!
Comments