Nierecordowa Maniacka 10 w Poznaniu
- ostrowskibiegacz
- 12 mar 2018
- 3 minut(y) czytania
Zmianę nazwy biegu z "Maniackiej Dziesiątki" na "Recordową Maniacką Dziesiątkę" i zmianę samej trasy sfundowali wszystkim zawodnikom organizatorzy, trasa miała być jeszcze szybsza aniżeli w zeszłym roku, pytanie czy do końca tak było?

Czasy tej "recordowości" i szybkości trasy nie pokazują, były one o wiele gorsze w większości przypadków aniżeli rok temu
( patrząc na zawodników z pierwszej 50 z których wielu startowało w tym jak i w poprzednim roku )
Jeśli chodzi o samą relację z biegu to ...
Przed samym startem .....
Po rozgrzewce poleciałem na linię startu, minął mnie wielokrotny mistrz Polski - Marcin Chabowski (jak się okazało później - zwycięzca tego biegu) który jeszcze pobudzał się mocnym biegiem rytmowym przed startem.
Okazało się że startuję ze strefy B, w zeszłym roku startowałem ze
strefy A pomimo gorszej życiówki, nieco dziwne ...
No to ustawiamy się, przed nami chyba tylko elita - wśród nich Mezo tuż za ich plecami, czekamy na odliczanie, no i stała się dziwna sprawa - przed nas wpada babka i oddziela nas od elity - każe nam zachować odstęp od elity ( w elicie jest Mezo który pobiegnie potencjalnie wolniej ode mnie oraz biegaczy z mojej linii )
Oczywiście nakaz zachowania odstępu zdenerwował jednego z biegaczy do którego zwróciła się Pani z obsługi biegu i oznajmił on, iż się nie będzie nigdzie cofał i że to nie ma kompletnie sensu, w zasadzie miał rację, chwilę później i tak wystartowaliśmy wszyscy na plecach elity, bez jakichś tam odstępów między poszczególnymi strefami.
3..2....1.... START
Pierwsze kilka kilometrów biegło się bardzo dobrze, przede wszystkim było z kim biec i trzymać równe tempo, już po pierwszych 2 kilometrach sformowała się spora grupka mocnych biegaczy do której udało mi się dołączyć.

Checkpoint na 5km pokazał czas 16:21, zegarek piknął 50m za checkpointem, coś mi nie grało tutaj ale wiedziałem, że jest dobrze i wierząc organizatorom, a nie zegarkowi kalkuluje sobie -
"na 5km 16:21 to druga połówka wystarczy w zaledwie16:38 i mam czas poniżej 33 minut, myślę sobie nie da się tego spalić będzie świetny czas!" - czułem się mocny mięśnie wówczas nadal dawały radę.
Grupka w której biegłem zaczęła się stopniowo rozpadać, a na 6 kilometrze już jej nie było, jedni polecieli do przodu drudzy nie wytrzymali tempa, ja wraz z jednym biegaczem byliśmy pośrodku i biegliśmy razem.
Do 7 kilometra była moc i pełna kontrola tempa, jednak od 8 kilometra zaczęły się schody i światła zaczęły gasnąć, jak się okazało nie tylko mi ...
Bieg wzdłuż Malty rozliczył wszystkich tego dnia ...
Mocny wiatr + brak kogokolwiek do pomocy w trzymaniu tempa mocno mnie spowolnił, wszyscy ze znajomych na mecie mówili iż to był początek ich końca. Nie dało się tam po prostu utrzymać dobrego tempa z pierwszej części biegu.
Udało się poderwać lekko dopiero na niespełna 200 metrów przed metą, widziałem z daleka zegar który pokazywał 33:xx i już bez wątpienia to był koniec marzeń o czasie 32 "z hakiem".
Wpadam na metę z czasem 33:38, położyłem się i myślę co tu się odwaliło na tych ostatnich 5km?
Okazało się że checkpoint na 5 kilometrze był w rzeczywistości przed 5 kilometrem o około 50 metrów i mój czas na rzeczywistej połówce dystansu był nieco gorszy niż to 16:21.
Niestety kilometry były słabo pooznaczane, rzadko która flaga była na swoim miejscu i tutaj minus dla organizatorów na pewno.
Podsumowując ...
Trasa sama w sobie niby fajna, praktycznie bez podbiegów, jednak wiatr na ostatnich kilometrach zabił chyba cały efekt rekordowości tej trasy.
Dodatkowo temperatura + 15 stopni, wówczas gdy ostatni mocny trening robiłem na - 10 i - 5 stopni C, tutaj zabrakło aklimatyzacji do takich warunków niestety.
Różnica temperatur 25 stopni w tygodniu zrobiła też swoje.
Wielu zawodników było zawiedzionych wynikami, bo pobiegli dużo gorzej niż w zeszłym roku.
Coś było w tym biegu co utrudniało zdobycie dobrego czasu, to nie jest przypadek że tylu mocnych zawodników, często wracających z obozów zza granicy po dobrze przepracowanym okresie pobiegło jak na swoje możliwości po prostu słabo.
Wątpię aby był to ewidentny brak formy, coś było na rzeczy w tej aurze pogodowej co uniemożliwiało w ten dzień uzyskanie wartościowego wyniku.
A oto mój wykres tempa z każdego kilometra tego biegu :

- 6 kilometr najszybszy
- Ostatni najwolniejszy
Co ciekawe zawsze przed momentem w którym bieg zaczyna mi się sypać zrobię najszybszy kilometr, tak jak tutaj na 6 kilometrze tak samo było na Półmaratonie Kościańskim gdzie przywaliłem 15 kilometr bodaj w 3:20 a kolejne to już była walka o utrzymanie 3:35min/km.
To chyba można nazwać wzlotem Ikara.
Komentarze